Wednesday 6 May 2015

jawnogrzeszący narzeczeni

 bogami nie jesteśmy



Chętnie sobie o tym przypominamy, kiedy walczymy z aborcją i zapominamy dwa tygodnie później kiedy walczymy z konkubinatem. Są księża, którzy uważąją, że mają prawo ferować ostre wyroki, bo białe jest białe a czarne jest czarne. Owszem, ale tylko w kolorowankach dla dzieci. I jeszcze jak mama ci powie gdzie tą kredką mazać. Prawda jest taka, że między białym i czarnym jest jeszcze 8 milionów odcieni szarości i pewnie nieskończenie więcej dróg jakimi Bóg prowadzi nas do swojego Królestwa. A Bóg w swoim bogactwie nieskończony, rozróżnia jeden szary od innego, on bardzo dobrze wie, że nikt z nas biały nie jest, i nawet najświętszym wiele brakuje do czystości. 
Ci święci mieli natomiast dwie cechy, które pozwoliły na działanie bożej wybielającej łaski - pokorę i miłość. My zapominamy o tym i od razu walimy w prawo i sprawiedliwość, czynimy się sprawiedliwymi bóstwami, dając sobie prawo do oceny moralnej wszystkich ludzi, którzy nie chcą żyć zgodnie z naszym nauczaniem. 

narzeczeni czy jawni grzesznicy 

Jawnogrzesznicy to ci, którzy mieszkają ze sobą bez ślubu. To oczywiście materiał na osobny artykuł, bo sprawa jest poważna.
Dziś chcę tylko poruszyć kwestię narzeczeństw. Narzeczeństw czy już jawnogrzeszników skoro mieszkają ze sobą przed ślubem?

Kwestia nr 1. Kościół uważa, że jest jednomyślny - znam jednak kapłanów, którzy rozgrzeszają takie pary w konfesjonale. Zastanówmy się dlaczego.
Kwestia nr 2. Jedyny problem, jaki Kościół ma ze wspólnym mieszkaniem mężczyzny i kobiety to ich seksualne współżycie, a dokladniej wiele okazji, które do tego bezpośrednio prowadzą. Współżycie bez ślubu zamyka drogę do łaski, a bez sensu sie z tego spowiadać, skoro mieszkając razem i tak wiadomo, że znowu to zrobimy. Bo wspólne mieszkanie to nic innego jak niekończąca się orgietka na kuchennym stole. A nie mieszkając ze sobą, ale widząc się codziennie i pewnie codziennie też… to już okej. Trudno zgrzeszyliście. Ale jesteście w łasce, bo nie mieszkacie ze sobą. 

Wspólne mieszkanie to nie wieczna orgia

Wbrew fantazjom stanu duchownego, wspólne mieszkanie to nie jest wspólna orgia. Wiem z doświadczenia. Jesteśmy narzeczeństwem i mieszkamy razem.
mimo, że znam księży, którzy spowiadają z tego grzechu, zdecydowaliśmy się na nieprzystępowanie do żadnych sakramentów do dnia ślubu. Takie jest oficjalne wskazanie Kościoła i wierzę, że podejmowanie tej drogi jest dla mnie bardziej owocne niż wykrwawianie się w sporach, czy udawanie że nie mieszkając razem nie będziemy uprawiać seksu. Przyjęliśmy tę decyzję dojrzale, traktując ją jak łaskę, ucząc się pokory i na nowo miłości do Chrystusa. Uczestniczę we mszach parę razy w tygodniu, przyjmując tak zwaną komunię duchową, o ktorej mówi Św. Teresa z Avila czy Papież Benedykt XVI. Ofiarujemy naszą obecność, za ludzi, którzy oszukują Kościół i siebie, bo boją się przyznać, że mieszkają wspólnie, boją się odepchnięcia ze strony Kościoła. Uważam, że jest to porażka duszpasterstwa.


Czemu wierzący mieszkają razm bez ślubu

Tu pytanie - skoro jeseś taki wierzący, to czemu się nie wyprowadzicie, i nie będziecie normalnie chodzic do kościoła, ewentualnie czemu się nie pobierzecie w końcu. Nie o take Polske walczyłem. Tak wam wygodnie i orgia na stole kuchennym i o to wam chodzi.

Moja odpoweidź, i myślę, że mogą się pod nią podpisać inni jawnogrzeszący narzeczeni - motywacją do współnego mieszkania była wzajemna pomoc. Nie zarabiamy dziesiątków tysięcy złotego, żeby nas było stać na dwa mieszkania, dwa osobne życia, dwa auta i dwa paliwa i jeszcze, żeby na wesele odłożyć. Czasy, kiedy małżeństwa doglądał troskliwy ojciec bacząc czy aby za dobrą kasę dziecko pójdzie, to się niestety już skończyło. W dodatku, chodziło też o pracę, bo dojeżdżać do niej jest bliżej z mojego mieszkania. To był dla nas trudny wybór, ale uznaliśmy, że kochamy się bardzo, a miłośc to też chęć wzajemnego wsparcia. Nie widzimy sprzeczności w tym rozumowaniu.

No dobra - zapytacie, to czemu sie teraz nie pobierzecie, poczabujecie ślubu na milion ludzi z ubitym świniem i spa dla wszystkich gości?

Nie, nie na to odkładamy. Nie chcemy wynając pałacowej sali, ale hangar, znajomy zespół zaśpiewa za pół ceny, a zaprzyjaźniony fotograf zrobi nam zdjęcia za darmo. Ale koszty wciąż są, jak na nasze możliwości, wysokie. 20 tysęcy złotych jest trudno odłożyć (kto zarabia w Polsce ten wie). Nie chemy wziąć małego ślubu w Kościele tylko dla świadków rodziców i nas. Uważamy, że wtedy zrobilibyśmy to pod przymusem - pod presją sopołeczną i kościelną, tylko po to, żebyśmy już w świetle kościelnego prawa, mogli legalnie te orgietki na tym stole. Czy to wtedy nie byłaby hipokryzja? Pomijając fakt, że wtedy, wg prawa kościelnego ślub byłby nieważny - ponieważ byłby zawarty pod presją.

My chcemy naszą radością podzielić się z innymi, z naszymi bliskimi, których chcemy podjąć i ugościć w radosnej atmosferze tego najważniejszego dla nas dnia. Nie chemy na szybko i po cichu.

A wspólne mieszkanie? Te ciągłe grzechy?
No, to tak nie wygląda. Uczymy się siebie, uczymy się szacunku, okazujemy sobie na wzajem miłość, pracujemy razem, poszerzamy swoje horyzonty, pomogamy sobie w obowiązkach, rozmawiamy ze sobą. To nie jest tak, że zawsze jest tak bardzo pięknie. Popełniamy błędy i czasami wybuchamy gniewem, czasami wątpimy, ale to tylko chwilowe zmagania, z jakimi mierzy się każdy człowiek. Oczywiście, że cudownie byłoby mieć wsparcie Kościoła. Czujemy, że jesteśmy traktowani instytucjonalnie - ci co ze sobą nie mieszkają na prawo, a ci co mieszkają na lewo. Bóg zna nas wszystkich lepiej niż my sami, wydaje mi się, że ambicją księdza, który próbuje naśladowac swojego Pana, powinno być właśnie wniknięcie w każdą pojedynczą sytuację. Podjęcie próby poznania swoich wiernych, zrozumienia ich sytuacji.

Rozgrzeszenie dla mieszkajacych razem narzeczonych

Osobiście uważam, że dobrym pomysłem byłoby rozgrzeszanie mieszkających razem narzeczeństw - ustanowuione oficjalnie przez Kościół. Mówię o narzeczeństwach, które rzeczywiście planują się pobrać w katolickim rycie. Mogliby dostać jakieś papiery od proboszcza, bo to w instytucji Kościoła w modzie – co w duszy to na papierze, i na podstawie tego mogliby znaleźć swoje miejsce w Kościele, nie będąc od niego odpychani. A i wizerunek Kościoła by na tym pewnie skorzystał, przestałby wyglądać na tego, który nic tylko potępia. Znam wiele par, które odeszły od Kościoła, bo własnie spotkały się z niezrozumieniem. Ci którzy zostali, rzadko się przynają to wspólnego mieszkania – ot przeczekamy do ślubu i potem już będzie z górki. 
Życzę Kościołowi jak najlpeiej, życzę postawy otwartości i odwagi, zwłaszcza w trych trudnych dla Kościoła czasach. Ale jedyną drogą dla Kościoła jest otwartość i miłość nie tylko dla wiernych, ale zwłaszcza dla tych, którzy się od Kościoła odsuwają.

pax








No comments:

Post a Comment