bogami nie jesteśmy
Chętnie
sobie o tym przypominamy, kiedy walczymy z aborcją i zapominamy dwa tygodnie
później kiedy walczymy z konkubinatem. Są księża, którzy uważąją, że mają prawo
ferować ostre wyroki, bo białe jest białe a czarne jest czarne. Owszem, ale
tylko w kolorowankach dla dzieci. I jeszcze jak mama ci powie gdzie tą kredką
mazać. Prawda jest taka, że między białym i czarnym jest jeszcze 8 milionów
odcieni szarości i pewnie nieskończenie więcej dróg jakimi Bóg prowadzi nas do
swojego Królestwa. A Bóg w swoim bogactwie nieskończony, rozróżnia jeden szary
od innego, on bardzo dobrze wie, że nikt z nas biały nie jest, i nawet
najświętszym wiele brakuje do czystości.
Ci święci
mieli natomiast dwie cechy, które pozwoliły na działanie bożej wybielającej
łaski - pokorę i miłość. My zapominamy o tym i od razu walimy w prawo i sprawiedliwość,
czynimy się sprawiedliwymi bóstwami, dając sobie prawo do oceny moralnej
wszystkich ludzi, którzy nie chcą żyć zgodnie z naszym nauczaniem.
narzeczeni czy jawni grzesznicy
Jawnogrzesznicy
to ci, którzy mieszkają ze sobą bez ślubu. To oczywiście materiał na osobny
artykuł, bo sprawa jest poważna.
Dziś chcę
tylko poruszyć kwestię narzeczeństw. Narzeczeństw czy już jawnogrzeszników
skoro mieszkają ze sobą przed ślubem?
Kwestia nr 1. Kościół uważa, że jest jednomyślny
- znam jednak kapłanów, którzy rozgrzeszają takie pary w konfesjonale.
Zastanówmy się dlaczego.
Kwestia nr 2. Jedyny problem, jaki Kościół ma ze
wspólnym mieszkaniem mężczyzny i kobiety to ich seksualne współżycie, a
dokladniej wiele okazji, które do tego bezpośrednio prowadzą. Współżycie bez
ślubu zamyka drogę do łaski, a bez sensu sie z tego spowiadać, skoro mieszkając
razem i tak wiadomo, że znowu to zrobimy. Bo wspólne mieszkanie to nic innego
jak niekończąca się orgietka na kuchennym stole. A nie mieszkając ze sobą, ale
widząc się codziennie i pewnie codziennie też… to już okej. Trudno
zgrzeszyliście. Ale jesteście w łasce, bo nie mieszkacie ze sobą.
Wspólne mieszkanie to nie wieczna
orgia
Wbrew
fantazjom stanu duchownego, wspólne mieszkanie to nie jest wspólna orgia. Wiem
z doświadczenia. Jesteśmy narzeczeństwem i mieszkamy razem.
mimo, że znam księży, którzy spowiadają z tego grzechu, zdecydowaliśmy się na
nieprzystępowanie do żadnych sakramentów do dnia ślubu. Takie jest oficjalne
wskazanie Kościoła i wierzę, że podejmowanie tej drogi jest dla mnie bardziej
owocne niż wykrwawianie się w sporach, czy udawanie że nie mieszkając razem nie
będziemy uprawiać seksu. Przyjęliśmy tę decyzję dojrzale, traktując ją jak
łaskę, ucząc się pokory i na nowo miłości do Chrystusa. Uczestniczę we mszach
parę razy w tygodniu, przyjmując tak zwaną komunię duchową, o ktorej mówi Św.
Teresa z Avila czy Papież Benedykt XVI. Ofiarujemy naszą obecność, za ludzi,
którzy oszukują Kościół i siebie, bo boją się przyznać, że mieszkają wspólnie,
boją się odepchnięcia ze strony Kościoła. Uważam, że jest to porażka
duszpasterstwa.
Czemu wierzący mieszkają razm bez ślubu
Tu pytanie - skoro jeseś taki wierzący, to czemu się nie wyprowadzicie, i nie
będziecie normalnie chodzic do kościoła, ewentualnie czemu się nie pobierzecie
w końcu. Nie o take Polske walczyłem. Tak wam wygodnie i orgia na stole
kuchennym i o to wam chodzi.
Moja odpoweidź, i myślę, że mogą się pod nią podpisać inni jawnogrzeszący
narzeczeni - motywacją do współnego mieszkania była wzajemna pomoc. Nie
zarabiamy dziesiątków tysięcy złotego, żeby nas było stać na dwa mieszkania,
dwa osobne życia, dwa auta i dwa paliwa i jeszcze, żeby na wesele odłożyć.
Czasy, kiedy małżeństwa doglądał troskliwy ojciec bacząc czy aby za dobrą kasę
dziecko pójdzie, to się niestety już skończyło. W dodatku, chodziło też o
pracę, bo dojeżdżać do niej jest bliżej z mojego mieszkania. To był dla nas
trudny wybór, ale uznaliśmy, że kochamy się bardzo, a miłośc to też chęć
wzajemnego wsparcia. Nie widzimy sprzeczności w tym rozumowaniu.
No
dobra - zapytacie, to czemu sie teraz nie pobierzecie,
poczabujecie ślubu na milion ludzi z ubitym świniem i spa dla wszystkich gości?
Nie, nie na to odkładamy. Nie chcemy wynając pałacowej sali, ale hangar,
znajomy zespół zaśpiewa za pół ceny, a zaprzyjaźniony fotograf zrobi nam
zdjęcia za darmo. Ale koszty wciąż są, jak na nasze możliwości, wysokie. 20 tysęcy
złotych jest trudno odłożyć (kto zarabia w Polsce ten wie). Nie chemy wziąć
małego ślubu w Kościele tylko dla świadków rodziców i nas. Uważamy, że wtedy
zrobilibyśmy to pod przymusem - pod presją sopołeczną i kościelną, tylko po to,
żebyśmy już w świetle kościelnego prawa, mogli legalnie te orgietki na tym
stole. Czy to wtedy nie byłaby hipokryzja? Pomijając fakt, że wtedy, wg prawa
kościelnego ślub byłby nieważny - ponieważ byłby zawarty pod presją.
My chcemy naszą radością podzielić się z innymi, z naszymi bliskimi, których
chcemy podjąć i ugościć w radosnej atmosferze tego najważniejszego dla nas
dnia. Nie chemy na szybko i po cichu.
A
wspólne mieszkanie? Te ciągłe grzechy?
No, to tak nie wygląda. Uczymy się siebie, uczymy się szacunku, okazujemy sobie
na wzajem miłość, pracujemy razem, poszerzamy swoje horyzonty, pomogamy sobie w
obowiązkach, rozmawiamy ze sobą. To nie jest tak, że zawsze jest tak bardzo
pięknie. Popełniamy błędy i czasami wybuchamy gniewem, czasami wątpimy, ale to
tylko chwilowe zmagania, z jakimi mierzy się każdy człowiek. Oczywiście, że
cudownie byłoby mieć wsparcie Kościoła. Czujemy, że jesteśmy traktowani
instytucjonalnie - ci co ze sobą nie mieszkają na prawo, a ci co mieszkają na
lewo. Bóg zna nas wszystkich lepiej niż my sami, wydaje mi się, że ambicją
księdza, który próbuje naśladowac swojego Pana, powinno być właśnie wniknięcie
w każdą pojedynczą sytuację. Podjęcie próby poznania swoich wiernych,
zrozumienia ich sytuacji.
Rozgrzeszenie dla mieszkajacych
razem narzeczonych
Osobiście uważam, że dobrym pomysłem byłoby rozgrzeszanie mieszkających razem narzeczeństw
- ustanowuione oficjalnie przez Kościół. Mówię o narzeczeństwach, które
rzeczywiście planują się pobrać w katolickim rycie. Mogliby dostać jakieś
papiery od proboszcza, bo to w instytucji Kościoła w modzie – co w duszy to na
papierze, i na podstawie tego mogliby znaleźć swoje miejsce w Kościele, nie
będąc od niego odpychani. A i wizerunek Kościoła by na tym pewnie skorzystał,
przestałby wyglądać na tego, który nic tylko potępia. Znam wiele par, które
odeszły od Kościoła, bo własnie spotkały się z niezrozumieniem. Ci którzy
zostali, rzadko się przynają to wspólnego mieszkania – ot przeczekamy do ślubu
i potem już będzie z górki.
Życzę
Kościołowi jak najlpeiej, życzę postawy otwartości i odwagi, zwłaszcza w trych
trudnych dla Kościoła czasach. Ale jedyną drogą dla Kościoła jest otwartość i miłość nie tylko dla wiernych, ale zwłaszcza dla tych, którzy się od Kościoła odsuwają.
pax